Drukuj
Odsłony: 2653

Marek przysłał mi  smsa z przypomnieniem, że zbliża się termin dorocznego spotkania dla uczczenia pamięci naszego Kapitana, z którym kiedyś ak zawzięcie żeglowaliśmy po morzach i oceanach. Prosił mnie o telefon Tadeusza, bo gdzie mu zginął. Nie mam telefonu Tadeusza, ponieważ nie utrzymuję z  nim innego kontaktu oprócz tych dorocznych spotkań.  Po prostu, oprócz wspólnego rejsu nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego. Zresztą, chyba nie lubiliśmy się z wzajemnością. Nie chcąc jednak zawieść Marka,  zadzwoniłem do Grzegorza,  z którym też widuję się rzadko, chociaż mieszkamy blisko. Wiem, że spotyka się czasem z Tadeuszem. Grzegorz jednak powiedział, że o ile mu wiadomo, Tadeusz  wyjechał zagranicę. Nie wiadomo , czy na stałe, bo ostatnio miał jakieś kłopoty osobiste. Więcej na ten temat mógłby wiedzieć Piotr, ale on  podobno zmienił komórkę i nie dał mu nowego numeru, może dlatego, że jest mu winien kasę, więc żebym zadzwonił do Pawła, który powinien mieć namiary i na Piotra i na Tadeusza. Ale ja nie  zadzwoniłem do Pawła, bo kiedyś do niego pisałem a on nie odpowiedział, więc odczekawszy rok wykreśliłem go ze spisu.

Ale telefon Kapitana wciąż noszę w komórce.


Kiedyś grudzień to był najwyższy czas, żeby nabyć nowy kalendarz i zaktualizować bazę adresową. Dzisiaj papierowy kalendarz to obciach. Chyba, że oldskulowy Moleskine, który nadal ubogaca wizerunek właściciela. Kalendarze z tradycyjnych noworocznych podarunków B2B,  wydane starannie ale w niewygodnym formacie książkowym, i tak zawsze przychodzą po niewczasie, w lutym albo nawet w marcu. I nie wiadomo, co z nimi robić: wyrzucić żal a pisanie pamiętników to zajęcie dla gimnazjalistek i  emerytów.  Tak czy owak, w każdym nowym papierowym kalendarzu był czysty, niezapisany  spis telefonów. Chociaż niektórzy użytkownicy kalendarzy do dziś noszą rozpadające się ze starości spisy wieloletnie,  znam takich,  którzy co roku przepisywali swoją bazę osobistą. Był to czas na doroczny bilans znajomości, rachunek sukcesów, krzywd, strat, a także rachunek  sumienia. Kogo przepisać a kogo już nie. Kogo zdecydowanie skreślić a komu dać jeszcze szansę. Rodzina, znajomi, przyjaciele, dziewczyny i klienci, podobnie jak dziewczyny: przygodnie spotkani,  stali , byli i potencjalni.


Pewna znajoma Pani zwierzyła mi się w dniu swoich 65 urodzin, że właśnie wykreśliła ze swojego  kalendarza adresy i telefony wszystkich osób, z którymi nie ma ochoty ani spotykać się ani podtrzymywać kontaktu. Czy było łatwo? Niezbyt. Niektóre wykreślenia następowały zdecydowanie, grubą kreską,  ale czasami ręka zadrżała, łza się w oku zakręciła  a bywało, że dłoń zawahała się, zawisła w powietrzu, i w końcu od skreślenia odstąpiła. Jak się teraz czuje? Nareszcie lekko i swobodnie.


Jakiś czas temu cytowano w necie list Meryl Streep, w którym wybitna aktorka amerykańska wyznaje miedzy innymi, że osiągnęła w życiu taki punkt, gdzie „nie chcę tracić więcej czasu na to, co mnie boli lub mnie nie zadowala. … Straciłam wolę do zadowalania tych, którzy mnie nie lubią, do kochania tych, którzy mnie nie kochają i uśmiechania się do tych, którzy nie chcą uśmiechnąć się do mnie…. nie mam cierpliwości do tych wszystkich, którzy nie zasługują na moją cierpliwość.”
Oto przykłady dojrzałości i odwagi godnej pozazdroszczenia. I chociaż przecież nie chodzi o publiczne wykreślanie znajomych z kalendarza ( w czym celebrytów chętnie wyręczałby Pudelek), to  czy koniecznie trzeba z tym czekać aż do tak długo? Czy dopiero po osiągnięciu takiego „punktu sławy” można przestać tracić czas na to, co mnie boli lub co mnie nie zadowala? Czy koniecznie trzeba nosić w kalendarzu ludzi, którzy zaszli nam za skórę,  do których mamy żal, których nie lubimy lub którymi - boże broń! -  gardzimy?


Dzisiaj, kiedy kalendarze papierowe wyszły z użycia,  a listę kontaktów  zmienia się najwyżej przy zmianie komórki i to tylko wtedy, kiedy nie potrafimy jej skopiować, mało kto zawraca sobie głowę dorocznym takim rachunkiem sumienia. Na szczęście, nie ma jeszcze takiej appki, która eliminowałaby – po ostrzeżeniu lub bez - kontakty niezagospodarowane, leżące odłogiem „przez okres dłuższy niż… - według uznania właściciela.  Bo na razie cyberprzestrzeń przeżyje wszystko. Zwłaszcza nas.

Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg